Palawan jest to niewielka wyspa, wyciągnięta jak dojrzały ogórek i oddalona od głównego biegu filipińskich wydarzeń, gdzie kisi się we własnym sosie. Dostać się można na nią jedynie samolotem albo promem towarowym, ponieważ zwykłe promy zostały zlikwidowane na początku 2010 roku. Na szczęście nie robi to większej różnicy kosztowej, bo na Filipinach bez problemu można latać wewnątrz kraju za 50-70 złotych za lot (3 tanie linie – Cebu Pacific, Zest Air, Air Philippines Express). Poniżej znajdziesz artykuł, dotyczący nieodkrytej perły Filipin - czyli Palawanu. Przeczytaj go koniecznie!

http://planetescape.pl/oferta/filipiny-nieodkryta-perla-filipin-palawan/


Okoliczne wyspy wokół Palawan widziane z lotu ptaka
Zacznijmy od tego, że wyspa ta leży w klimacie podrównikowym i otoczona jest setkami, o ile nie tysiącami małych niezamieszkałych wysepek. W związku z tym już lecąc na Palawan możemy nacieszyć oczy naprawdę niesamowitymi widokami. Sama wyspa na miejscu oferuje liczne atrakcje, wewnątrz porośnięta jest gęstą dżunglą, a całe wybrzeże to klify albo rajskie plaże.

Żabi skok do raju, czyli podróże po małych wyspach
Zdecydowanie najciekawszą atrakcją jest na Palawan tzw. „Island hopping”, czyli żabie skoki z wyspy na wyspę. A wszystko to dzięki temu, że w miejscach mniej turystycznych, jak Port Barton, San Vicente czy Taytay bez problemu można wynająć bankę na cały dzień za 1000-1200 peso (70-85 złotych). Na takiej średniej wielkości bance - czyli wyjątkowo fotogenicznej filipińskiej wąskokadłubowej łodzi z dwoma bocznymi pływakami - zmieści się 4-6 osób. Gdy już na niej będziemy to uczynny kapitan zawiezie nas w dowolnie wskazane miejsce na mapie lub zaprowadzi na kilka okolicznych rajskich plaż i raf koralowych. Dodatkowo w cenę najmu wliczony jest już pyszny lunch na plaży – zazwyczaj jest to grillowane ryby i mięso, sałatka, świeże banany i ananasy.

Każda wycieczka po wyspach to inna i oddzielna historia
Taka całodzienna wycieczka po wyspach zawsze jest inna, każda jest z co najmniej jednym niezwykłym akcentem, ale co najważniejsze każda powinna być spędzona w doborowym towarzystwie. Jednym razem atrakcją dnia będzie laguna i plaża dostępna wyłącznie w trakcie odpływu, do której wpłynąć można tylko wpław przez wąską szczelinę skalną. Innym razem naszą uwagę będzie przyciągać spoczywający płytko wrak z II Wojny Światowej, a jeszcze innym plaża bijąca na głowę wszystkie widokówki, gdzie jakiś Filipińczyk wdrapie się na palmę i zetnie kilka świeżych kokosów maczetą. Warto wspomnieć także o tym, że wokół Palawanu oraz pobliskiego Archipelagu Calamian znajduje się ok. 40% raf koralowych na Filipinach, więc możliwości do śledzenia podwodnego życia nie brakuje. Należy jednak dodać, że rafy wokół samego Palawanu są często zniszczone przez połowy z użyciem dynamitu, a najwięcej podwodnych atrakcji można zaobserwować w pobliżu wyspy Busuanga na północy.

Życie w rytmie reggae na Palawanie
Życie wyspiarzy na Palawanie bardzo przypomina Karaiby. Wszędzie możesz usłyszeć: "we're jammin and hope you like jammin too”. Filipińczycy z Palawanu są nawet zaskakująco zrelaksowani w porównaniu ze zwykłymi Filipińczykami, o których skądinąd też nie można powiedzieć, aby myśl ich wybiegała do przodu dalej niż pojutrze. Dodatkowo przemierzając Palawan od Sabang, przez Port Barton aż po El Nido, naprawdę zdziwić się można, w jak wielu miejscach rozbrzmiewa Bob lub Ziggy Marley - i to nie ogólnie znany Szeryf czy Bizon, a raczej mniej znane płyty spod znaku Jammin’ i Kinky Reggae lub stare nagrania koncertowe. Czasem na plaży rozmowę zagai przemiły rybak, wieczorem na ławce przysiądzie się grupka młodzieży, a w każdej restauracji porozmawia i doradzi urocza właścicielka. A gdy jeśli rozkoszowanie się wolno płynącym filipińskim życiem po kilku dniach człowieka znudzi, zawsze można założyć płetwy, wskoczyć na łódź i poodkrywać okoliczne cuda.

Paktyczne informacje, dotyczące pobytu na Palawanie
Pomimo iż Palawan ma niecałe 12 tys. km2, to jego długość wynosi ponad 400 kilometrów. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że asfalt jest tu dobrem niezwykle rzadkim, przebycie 200 km potrafi zająć cały dzień. Do tego są tu baszutrowe pseudodrogi, autobusy nie wyjeżdżają bez przynajmniej dwóch kół zapasowych, a po niewielkim nawet deszczu pasażerowie jak mróweczki wyciągają jeepneye z gliny. Cała infrastruktura turystyczna występuje wyłącznie w północnej części wyspy, a o nieskażeniu większą cywilizacją może świadczyć fakt, że na całym Palawanie bankomaty występują jedynie w stolicy – Puerto Princesa. Ponadto w ramach pędzącego postępu w lipcu tego roku zamontowano drugi bankomat w regionie – w Coron na wyspie Busuanga, co wybitnie ułatwia życie turystom, bo do tej pory z Busuangi do bankomatu trzeba było lecieć. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli zasiedzimy się w El Nido czy Port Barton na Palawanie, powoli wsiąkając w lokalne życie i niespodziewanie skończy nam się gotówka, czeka nas dwudniowa wyprawa do Puerto Princesa.