17 tysięcy wysp i wysepek. 230 milionów ludzi. Największe muzułmańskie państwo na całym świecie. Co kryje w sobie Indonezja? Co warto o niej wiedzieć? Dzisiaj przygotowaliśmy krótki poradnik na temat tego, na co powinniśmy się przygotować, zanim spędzimy wakacje życia w słonecznej Indonezji.

Co kryje się pod nazwami?
Mówi się, że język indonezyjski należy do jednych z prostszych na świecie. I chociaż przy pierwszym kontakcie z indonezyjskim czujemy się obco to trudno uwierzyć, że bez większych problemów można się go nauczyć. Wiadomo, że wybierając się na wakacje do jakiegokolwiek kraju warto jednak znać chociaż podstawowe zwroty, co więcej – wiedzieć, co kryje się pod tajemniczymi nazwami np. w menu. Jako, że w Indonezji to właśnie indonezyjski jest językiem urzędowym. Nawet jeśli w turystycznych miejscach menu jest przystosowane, tj. przetłumaczone na język angielski, to wystarczy wybrać się na wycieczkę kilkadziesiąt kilometrów dalej by narazić się na ryzyko głodowania przez brak wiedzy, co możemy mieć na talerzu. Co znaczy „nasi goreng”, „ayam” albo „sambal”? Jak powiedzieć dzień dobry, dziękuję czy zapytać o cenę danego produktu? Gwarantujemy, że po kilku intensywnych dniach w tym kraju wiele nam się rozjaśni i z większą odwagą ruszymy na dalsze podboje.

Kuchnia indonezyjska – czy jest monotonna i niebezpieczna?
Każdy, kto podróżuje po krajach Azji Południowo-Wschodniej liczy na to, że wszystko będzie go zaskakiwać na każdym kroku. W końcu jest się na drugim końcu dziwnego z perspektywy Europejczyka świata, z inną kulturą, tradycjami, historią, społecznością i … kuchnią. Właściwie to kuchnia jest elementem, poprzez który spodziewamy się najszybciej i najefektowniej poznać miejscowy klimat. Tymczasem etapy poznawania kuchni indonezyjskiej przebiegają podobnie jak zakochanie. Jak to działa? W pierwszym odruchu rzucamy się na bajecznie tanie specjały, takie jak nasi goreng i mie goreng, czyli smażony ryż i smażony makaron. Te potrawy podawane są zwykle z kawałkami mięsa, krewetkami i drobno posiekanymi warzywami. W bardziej wypasionych wersjach dostaniemy bulion warzywny do popijania i sambal, pastę chili w różnych wariantach. Przez pierwsze dni zajadamy się tymi daniami bez przerwy, dodatkowo kosztując sałatek owocowych lub warzywnych. Po kilkunastu dniach uświadamiamy sobie, że Indonezyjczycy jedzą tak praktycznie przez całe życie, od rana do wieczora smażony albo gotowany ryż z dodatkami. Przychodzi lekkie rozczarowanie, bo liczyliśmy, że odkryjemy dużo więcej z kuchni indonezyjskiej. Jednak tylko wytrwali przekonają się, że cała magia zawiera się w różnorodności sosów, dipów i przypraw, dzięki czemu okazuje się, że każdy posiłek smakuje nieco inaczej. Inna sprawa, że dla przeciętnego Polaka zmierzenie się z kuchnią indonezyjską może mieć przykre konsekwencje w postaci biegunki – nasze żołądki nie nawykły do takiej ilości ostrych przypraw i różnych aromatów. Więc lepiej na początku powoli przyzwyczajać się do tutejszego jedzenia oraz uważać na to, co się pije.

Wulkan, świątynia, wulkan, świątynia…
Nie bez powodu Indonezja nazywana jest krajem wulkanów i świątyń. To, co rzuca się nam na pierwszy rzut oka to właśnie setki różnej wielkości i rodzaju budynków sakralnych oraz górskie szczyty, z których przy okazji co jakiś czas wybucha lawa. Niezależnie czy naszym celem jest zwiedzenie jak największej ilości świątyń czy terenów zielonych, na każdym kroku napotkamy oba te elementy. Będąc na spacerze w dżungli odkryjemy tajemnicze kaplice, a zwiedzając kompleksy świątynne w tle towarzyszyć nam będą wulkany.