Zawsze interesowała mnie Azja i chciałam tam polecieć, więc zbierałam i udało się! Jednak bałam się sama pojechać, tak na własną rękę. Rozwiązaniem okazała się czternastodniowa wycieczka z oferty Planet Escape. Ja wybrałam opcję lotu w kwietniu, gdyż wydawał się to dobry pomysł. Będzie chłodniej – pomyślałam, gdy siedziałam w bałaganie w domu, próbując się spakować na kilka dni przed wyjazdem. Walizka ledwo mi się domknęła, gdy już zapakowałam wszystko. Za bagaż trzeba było dopłacić w odprawie, ale jak wycieczka życia to raz się żyje. Wylot miałam z Warszawy do Bangkoku w brutalnie wręcz wczesnych godzinach porannych. Nie zniechęcało mnie to, pomimo że jedną nogą byłam jeszcze w łóżku, gdy wymijałam kolejne osoby na zadziwiająco zatłoczonym o tej porze lotnisku na Okęciu. Po przybyciu na lotnisko w stolicy Tajlandii czekał prywatny kierowca, który w ekspresowym tempie dowiózł nas do hotelu. Przez okna w hotelu widać było panoramę miasta i aż nie chciało się odrywać wzroku od migoczących w oddali świateł, wysokich wieżowców i gęstej zabudowy, która przypominała jakby ktoś zabawił się w Tetris.

Jeżeli chcesz odwiedzić Azję - nie czekaj i sprawdź najlepsze oferty na  http://planetescape.pl/oferty/#kraj/0/termin/0/typ/10/sort/asc.

Na zwiedzanie stolicy mieliśmy dwa dni i powiem, że to zdecydowanie za mało, by zwiedzić wszystkie atrakcje tak ogromnego miasta. Trzeba koniecznie odwiedzić zapierający dech Pałac Królewski, który niczym nie przypomina europejskich budowli królewskich. Jest monumentalny, ale bardzo barwny. Dachy mają specyficzny kształt z wygięciem u dolnego krańca spadu. Równie piękny okazał się pomnik Wielkiego Buddy, który w przedstawieniach tajskich wygląda całkiem inaczej niż uroczy, grubiutki Budda – znany nam Europejczykom ze sprzedawanych figurek i obrazków, dostępnych na naszym rynku. Koniecznie trzeba na własne oczy zobaczyć pływający targ, gdzie można dostać chyba wszystko, a w szczególności pyszne i czasem zaskakujące owoce oraz przyprawy. Kontrast między tradycyjnymi zabudowaniami i lokalnymi targami, a strzelistymi wieżowcami i nowoczesnymi hotelami jest szokujący i niewiarygodny. Wieczorem mieliśmy okazję nauczyć się czegoś o kuchni tajskiej na kursie gotowania. Przyznam, że dla miłośników gotowania będzie to super okazja, by poznać ciekawe tajniki tej orientalnej i pełnej różnorodnych smaków kuchni. Następnego dnia lecieliśmy do kulturowej kolebki Tajlandii – Chiang Mai. Różnorodność kulturową widać tutaj na każdym kroku. Magiczny klimat, który tworzy górskie powietrze i otaczająca dżungla, ale także ludzie – różne, barwne mniejszości etniczne Północnej Tajlandii. Od mieszaniny kolorów, akcentów i wyjątkowych produktów można dostać zawrotu głowy. Wydaje się, że to miasto ma własne, wewnętrzne światło, dzięki któremu wszystko w waszych oczach aż migocze mistycznie. Polecam spróbować lokalnych specjałów i udać się na spotkanie ze słoniami. Nasza podróż rozpoczęła się od wyjścia na rynek, gdzie można było zakupić dobroci i pamiątki, później posililiśmy się przed dwudniową wyprawą trekkingową po gęstej dżungli. W trakcie wycieczki odwiedziliśmy wioskę Plemienia Karen, kampus słoni (nawet przejechaliśmy się na tych majestatycznych zwierzętach), a na koniec czekał nas spływ na bambusowej tratwie do wioski Shan. Powrót na dzień do Chiang Mai, gdzie warto odwiedzić przed wyjazdem choć jedną z lannajskich świątyń lub lokalne, najświętsze miejsce – świątynie Wat Phra That. Ruszamy dalej ku lotnisku w Stuart Thani. Stamtąd promem na wyspę Koh Phangan, podczas rejsu można podziwiać czyste wody i piękne widoki. Tutaj po prostu trzeba spróbować nurkowania, by móc podziwiać cudowne rafy koralowe. Plaże w tym rejonie są niesamowite – piasek jest biały, jak śnieg, woda z kolei jest niesamowicie niebieska. Warto także spróbować lokalnych przysmaków, które różnią się od tych popularnych na Północy. Można również wypożyczyć skuter wodny i przepłynąć wzdłuż brzegu wyspy, by popodziwiać okoliczne wioski rybackie. Coś niesamowitego. Wszystko wydaje się tutaj, jak z innej planety. Oczywiście nieukrywany jest obecny duch nowoczesności na wyspie, ale to nie przeszkadza cieszyć się niesamowitymi widokami i podziwiać tradycyjnych zabudowań, osadzonych na tle buszu. Ostatni dzień podróży to ponowny nocleg w Bangkoku.

Aż ściska za serce, że trzeba opuszczać tak magiczną krainę z niesamowitymi krajobrazami i rewelacyjnymi atrakcjami, tak różnymi i jednocześnie tworzącymi jedną, pełną układankę. Pomimo miszmaszu kulturowego i architektonicznego na pierwszy rzut oka wydającego się nie na miejscu, jednak wszystko tutaj do siebie pasuje i tworzy niepowtarzalny klimat. Jednak klimat jest tutaj gorący, nawet wiosną!